Jeszcze 5 lat temu uważałam, że od życia należy mi się wszystko, a cały świat powinien kręcić się wokół mnie… Atrakcyjna, inteligentna, wykształcona – dobrze znałam swoją wartość. Całe życie z zacięciem broniłam swojej niezależności – tocząc walkę o swoje, tak wtedy pojmowane szczęście.

 

Rodzice włożyli wiele trudu i finansów w moje wykształcenie, a starania te były opłacalne.  Od 18 roku życia zaczęłam staż w dobrze prosperującym koncernie,  a co za tym idzie – szybko „poszłam na swoje”. Ciągła praca, częste wyjazdy – służbowe i wakacyjne, robienie kariery – nie sprzyjały założeniu rodziny. Dumnym rodzicom wystarczały pocztówki z pięknych zakątków świata, upominki i pieniądze, które im wysyłałam.  Po śmierci ojca, mama strasznie podupadła na zdrowiu – czuła się coraz gorzej – o czym dowiadywałam się od ciotek, kuzynek – nigdy od niej samej.  W wieku 70 lat złamała biodro i pierwszy raz w życiu potrzebowała opieki. Poprosiła o pomoc – została przykuta do łóżka na kilka dobrych tygodni. Nie bez złości wzięłam urlop w pracy i przeprowadziłam się do domu rodzinnego na 2 tygodnie – taki był przewidywany okres rekonwalescencji.

Pierwszy raz od kilkunastu lat spędziłam tyle czasu w domu – a czas ten zupełnie odbiegał od sporadycznych przyjazdów na weekend. Zderzenie z rzeczywistością było bardzo bolesne. Mama już nie była tą uśmiechniętą, radosną, zdrową  kobietą w średnim wieku,  która na każdy problem miała po kilka rozwiązań, a humor nie opuszczał jej nigdy. Na łóżku leżała smutna, schorowana, zdana na moją łaskę staruszka, z której oczu biła tęsknota. Wiedziałam, że mama podupada na zdrowiu, chodzi do lekarzy, ale nie przypuszczałam,
że jej największą bolączką jest samotność.

Podczas jej rekonwalescencji zdałam sobie sprawę, jak trudno jest w pewnym wieku dalej żyć i jak dotychczasowe życie może stracić sens… Jak można poczuć się opuszczonym i samotnym – nawet mając rodzinę! Ciągle dręczyło mnie pytanie, jak to się mogło stać, że zapomniałam o własnej mamie, a przez wir codziennego życia stałam się zwykłą egoistką. Tak naprawdę zapomniałam o wszystkim, co w życiu najważniejsze – o innych ludziach, uczuciach, najbliższych. Powrót do zdrowia i pełnej sprawności fizycznej trwał dłużej niż prognozowano, nie obyło się bez powikłań. Opieka nad mamą, prowadzenie domu, zajmowało mnie bez reszty, ale jednocześnie znajdywałam czas na wiele innych rzeczy, na które wcześniej go nie miałam. Mama jest osobą religijną , a moje drogi z Bogiem rozeszły się kilkanaście lat temu. Teraz, po części by sprawić radość mamie chodziłam do kościoła, odmawiałam z nią różaniec, słuchałyśmy audycji religijnych, a coraz częściej modliłam się o jej zdrowie, przepraszając za swe próżne dotychczasowe życie. Obiecałam sobie, iż jeśli mama wróci do zdrowia – coś w nim zmienię na dobre!

Zdecydowałam wypowiedzieć pracę w firmie – wiedziałam, że szef nie przedłuży mi urlopu, a jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że ta praca wyrobiła we mnie egoizm i zupełnie zaburzyła wartości. Czułam, że przez tę opiekę nad mamą coś się we mnie zmieniło, obudziło. Byłam spokojna, szczęśliwa, doceniona… czułam,
że uśmiech i szczęście malujące się każdego dnia na pełnej zmarszczek twarzy – dają mi więcej satysfakcji niż comiesięczny przelew bankowy. Po kilku tygodniach mama wróciła do zdrowia oraz pełnej sprawności fizycznej – nie potrzebowała już pomocy. Wspólnie zastanawiałyśmy się, jak teraz ułożyć moje sprawy – przede wszystkim związane z pracą. Wtedy mama powiedziała „byłaś wspaniałą opiekunką – ale pora wracać do pracy.”  I właśnie w tej chwili doszło do mnie, że właśnie to chcę robić – chcę być opiekunką! Chcę pomagać starszym ludziom żyć i na nowo rozbudzać ich chęć do życia!

Po kilku dniach od mojej decyzji, postanowiłam poszukać ofert pracy w charakterze opiekunki osób starszych. Miałam już kilka tygodni doświadczenia, ale przede wszystkim świadomość co w tej pracy jest najważniejsze – moje serce było na nią gotowe. Chęć pomocy stała się moją misją – tak wielu ludziom mogłam pomóc. Ofert było sporo – najczęściej dotyczyły wyjazdów zagranicznych. Pomyślałam: „dlaczego nie?” W końcu mama była już zdrowa a wyjazdy gwarantowały mi życie na tym samym poziome co do tej pory. Nie wiedziałam na którą ofertę się zdecydować – ze starej pozostało jeszcze przekonanie, że im dłuższą tradycję ma firma, tym mocniej można jej zaufać. Zadzwoniłam do jednej z firm w Bytomiu – prawie 15 lat tradycji – najdłużej na rynku, dobre referencje wzbudziły moje zainteresowanie. Atrakcyjne warunki finansowe przypieczętowały moją decyzję i zostałam opiekunką osób starszych w Niemczech!

Dwa miesiące spędzam w Niemczech z Ralfem – 89 letnim staruszkiem, który jest dla mnie jak ojciec. Patrząc
na niego myślę sobie, że może przynajmniej tak zrekompensuję nieobecność w domu podczas choroby mojego ojca. Łączą nas relacje prawie rodzinne – pomagam mu w codziennych czynnościach, zastępuję poniekąd córkę, która mieszka we Francji i przyjeżdża do niego jedynie na odwiedziny. Mobilizuję go do życia, dbam by spotykał się ze swoimi sąsiadami, znajomymi, codziennie odwiedzamy na cmentarzu jego zmarłą żonę, której niestety nie poznałam. Obserwuję, jak ten staruszek się otwiera, jak na nowo układa plany na każdy dzień.

Dwa miesiące spędzam z moją mamą i nadrabiam zaległości w domu, chociaż przyznam, że nawet wtedy tęsknię za Ralfem – moją „nową” rodziną. Bycie opiekunką to nie praca – to styl życia!

Pogodziłam swoje życie z rodziną, pasją i powołaniem, które w końcu odnalazłam. Czuję się spełniona, czuję
że jestem lepszym człowiekiem. Każdy ma w życiu swoje powołanie i nic nie daje większej radości i szczęścia niż poczucie spełnienia, świadomość bycia dobrym człowiekiem i podążania właściwą drogą przeznaczenia.

Maria z Bytomia